niedziela, 16 lutego 2014

Mówię NIE!

Zdarza się czasami, że zwykłe dni potrafią być wyjątkowe. Budzisz się, codzienna rutyna, niby nic istotnego się nie zdarzyło- po prostu dzień jak co dzień. A jednak. W twojej głowie coś się rodzi, jakaś myśl, plan czy przemyślenie, które jak uderzenie pioruna zmieniają bieg myślenia. Zastanawiasz się skąd to się wzięło, a raczej dlaczego wcześniej byłaś tak ślepa, że na to nie wpadłaś, bo przecież nie jest TO nic odkrywczego.
Niestety, a może i całe szczęście, w moim życiu takie momenty zdarzają się dość często. Mój tata mówi, że zazwyczaj wpadam na jakieś dziwne pomysły, gdy mam za dużo czasu. Może to i prawda, ale ja wolę trzymać się wersji, że nie lubię monotonii i potrzebuję ciągłych zmian w mojej codzienności. Męczy mnie nawet mieszkanie w jednym miejscu więcej niż rok. Ostatnio, zamartwiając się, że nie dostanę się na studia drugiego stopnia na ukochany kierunek, doszłam do wniosku, że wyjadę. Po prostu. Jak najdalej (tata ciągle podświadomie boi się tej Australii, którą dawno już wbiłam sobie do głowy). Może do pracy, może na studia, może znajdę zamożnego i dojrzałego mężczyznę, który będzie mógł zapewnić mi to, czego w tej chwili potrzebuję... Na prawdę tak myślę? Sęk w tym, że ja już sama nie wiem, co myślę. Przez ostatnie 2 lata tak drastycznie zmienił się mój światopogląd i podejście do życia, że chyba żaden z moich nowych pomysłów mnie nie zdziwi. 

Dzisiaj, w ramach jednych z moich planów zmieniania mojej przyszłości, postanowiłam (kolejny raz), że będę szczupła. I będę! W ciągu ostatniego miesiąca schudłam już troszkę, bo widzę to po ubraniach i to dało mi ogromnego kopa i siłę do działania. Wiem, jak to jest ze mną- wielka motywacja, która pozwoliłaby mi niemalże stać się drugą Justyną Kowalczyk, jutro może rozpłynąć się i zniknąć. Ale nie tym razem. Obiecuję to sobie. Przeczytałam dziś jedno zdanie, które daje mi dużo potrzebnej energii do walczenia z samą sobą:

Don't let your emotions 
make you their
bitch!

Czuję jakby te słowa tyczyły się właśnie mnie. Czuję, że byłam niewolnikiem moich niezahamowanych przypływów emocji, którym pozwoliłam przejmować kontrolę nad trzeźwym myśleniem. Podejmowałam decyzje w jednej sekundzie, a potem żałowałam godzinami. Może to śmieszne, ale na prawdę czułam się jak kobiety opisywane w babskich czasopismach, które jedzą, a potem maja wyrzuty sumienia. To po co jedzą te śmieci? Właśnie... niedoskonałość ludzkiego mózgu czy po prostu pójście na łatwiznę? 

Nie dam się już! Przecież zawsze powtarzam, że chcę przez życie iść z głową do góry i niczego nie żałować! Nie będą psuły mojej filozofii jakieś durne czekoladki, ciasta i ciasteczka! Nie pozwalam!